Info
Ten blog rowerowy prowadzi theli z miasteczka Skierniewice. Mam przejechane 14322.00 kilometrów w tym 4633.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.65 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 54909 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2012, Lipiec3 - 12
- 2012, Czerwiec8 - 9
- 2012, Maj9 - 15
- 2012, Kwiecień14 - 27
- 2012, Marzec16 - 1
- 2012, Styczeń2 - 0
- 2011, Grudzień3 - 0
- 2011, Listopad9 - 0
- 2011, Październik9 - 11
- 2011, Wrzesień15 - 10
- 2011, Sierpień21 - 12
- 2011, Lipiec10 - 19
- 2011, Czerwiec12 - 59
- 2011, Maj19 - 12
- 2011, Kwiecień14 - 55
- 2011, Marzec10 - 14
- 2011, Luty6 - 2
- 2011, Styczeń2 - 0
- 2010, Listopad1 - 0
- 2010, Październik4 - 0
- 2010, Wrzesień10 - 0
- 2010, Sierpień11 - 0
- 2010, Lipiec3 - 0
- 2010, Czerwiec5 - 0
- 2010, Maj8 - 0
- 2010, Kwiecień5 - 0
- 2010, Marzec3 - 0
- 2010, Luty2 - 0
- 2009, Październik3 - 0
- 2009, Wrzesień1 - 0
- 2009, Sierpień12 - 0
- 2009, Lipiec3 - 0
- 2009, Czerwiec1 - 0
- 2009, Maj4 - 2
- 2009, Kwiecień6 - 1
Czerwiec, 2011
Dystans całkowity: | 926.91 km (w terenie 397.50 km; 42.88%) |
Czas w ruchu: | 42:52 |
Średnia prędkość: | 21.62 km/h |
Maksymalna prędkość: | 54.80 km/h |
Suma podjazdów: | 3780 m |
Maks. tętno maksymalne: | 184 (95 %) |
Maks. tętno średnie: | 156 (81 %) |
Suma kalorii: | 38330 kcal |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 77.24 km i 3h 34m |
Więcej statystyk |
- DST 19.90km
- Czas 00:49
- VAVG 24.37km/h
- VMAX 35.00km/h
- Temperatura 17.0°C
- HRmax 159 ( 82%)
- HRavg 123 ( 64%)
- Kalorie 474kcal
- Podjazdy 60m
- Sprzęt Unibike Luxor
- Aktywność Jazda na rowerze
Nocą po okolicach
Czwartek, 30 czerwca 2011 · dodano: 05.07.2011 | Komentarze 0
Z Krisem krótka rundka do Bud Grabskich - nie miałem motywacji do dalszej jazdy.
- DST 307.90km
- Teren 170.00km
- Czas 15:37
- VAVG 19.72km/h
- VMAX 42.50km/h
- Temperatura 12.0°C
- HRmax 179 ( 93%)
- HRavg 139 ( 72%)
- Kalorie 13044kcal
- Podjazdy 1547m
- Sprzęt Santa Cruz Blur LT
- Aktywność Jazda na rowerze
Grassor Szwecja ;)
Niedziela, 26 czerwca 2011 · dodano: 28.06.2011 | Komentarze 15
O Grassorze czytałem już parę lat temu. Dystans optymalnej trasy 300km i 24h w siodełku wydawał mi się jakimś kosmosem. W tym roku postanowiłem przełamać się i wystartować. Do startu podszedłem z należnym respektem. Z góry odrzuciłem szarżowanie, miała być spokojna jazda własnym tempem bez forsowania się. Nie wiedziałem czego spodziewać się ani po swoim organizmie, ani po trasie ani po jeździe (nawigowaniu) w nocy. Cel jaki sobie założyłem to wytrwać 22h w siodełku, nie dać zjeść się wilkom w nocy i spróbować zbliżyć się do tych 300km. O 12:00 w niedzielę, gdy zamykana była meta musiałem być jakieś 70km dalej więc te 2h uszczknąłem sobie wcześniej i tak bez wiary, że dałbym radę dotrwać tyle czasu nie zaliczając zgona i nie tracąc ogólnej chęci do życia ;)
Wszystko poszło w tym starcie na opak:
1. Spodziewałem się przede wszystkim błądzenia w nocy - nic takiego nie miało miejsca.
2. Miałem polegać na całkiem niezłych przebłyskach dobrej nawigacji - nic takiego się nie pojawiło :)
3. Liczyłem się z tym, że zaliczę zgon na siodełku, wysiądą mi nogi, ręce, tyłek - przejechałem jednak 22h i czułem się na tyle dobrze, że spokojnie kilka następnych godzin machnąłbym spokojnie.
4. Liczyłem się z tym, że zasnę na siodełku albo w najlepszym razie w przydrożnym rowie - nawet razu nie ziewnąłem w całych zawodach i jeszcze parę godzin później (po czym nagle zaliczyłem zgon zakończony 15h snem ;))
5. Naczytałem się o punktach pochowanymi za drzewami i trudnymi do znalezienia - poza moimi błędami nawigacyjnymi punkty były po prostu w miejscach w których miały być :) Jeśli tylko nie robiłem głupiego błędu, punkt znajdowałem jak po sznurku (dobre opisy punktów i precyzyjnie zaznaczone na mapie).
MASAKRYCZNA NAWIGACJA - taki w sumie powinienem dać podtytuł tej relacji. Zrobiłem 308km (czyli więcej niż wynosi optymalny przebieg trasy) i zaliczyłem tylko 13 z 20 punktów kontrolnych (PK). Tego dnia (a raczej w tych dniach) nikt nie powinien mi dawać mapy do ręki :)
Na miejsce startu przybywam niestety bardzo późno - zaledwie 30min przed 12-tą. W dodatku nie jestem do końca naszykowany, nie mam picia, do jedzenia parę batonów i dwie bułki. Małe zakupy miałem zrobić przed startem ale 60km prowadzące do Szwecji (tej niedaleko Wałcza) pokonywałem w półtorej godziny (koszmar!) i cały zapas czasu szlag trafił. Odbieram numer, przebieram się i szykuję rower. W efekcie na start przyjeżdżam zaraz przed 12-tą, gdy wszyscy już przestudiowali mapę. Rzucam okiem. Zaznaczone 4 punkty - resztę trzeba dorysować samemu odkrywając kolejne punkty na tych już znalezionych. Start i...zanim się obejrzałem, wszyscy pojechali, pobiegli, pokuśtykali itd. Jednym słowem odjeżdżam ostatni. Będzie to miało za chwile swoje przykre konsekwencje. Nie kupuję w miasteczku (wiosce?) żadnego picia, wlewając do bukłaka ledwie pół litra wody, którą miałem w samochodzie. Zamierzam zaraz po zdobyciu pierwszego punktu odwiedzić najbliższą wioskę i uzupełnić zapasy.
Pierwszy punkt PK9 (fundament wieży) - wydaje się prosty. Jadę mijając piechurów i liczę przecinki. Po chwili nadciągają ciemne chmury i lunął deszcz. Szybko zarzuciłem na siebie kurtkę przeciwdeszczową i z pochyloną głową ruszyłem przed siebie. Zamiast liczyć przecinki skupiłem się na tym, żeby nie zmoknąć zbyt mocno. Dotarłem do mostku na rzece - znaczy się delikatnie przestrzeliłem właściwą przecinkę. Wracam - przecinka ma być po 300m. Jest po 50m - pewnie mapa niedokładna albo zmieniły się w międzyczasie przebiegi przecinek. Jadę przecinką, po 500m ma być zakręt w prawo 30 stopni, po którym to skręt w przecinkę prowadzącą do punktu. Jest zakręt w lewo 30 stopni - mapa niedokładna albo zmieniły się w międzyczasie przebiegi przecinek. Jest delikatny zakręt w prawo i przecinka ale po 600m - NA PEWNO mapa niedokładna albo zmieniły się w międzyczasie przebiegi przecinek :) Takim to sposobem umysł nagina rzeczywistość. Po kolejnych kilkuset metrach JEST. Wieża (ambona) myśliwska. Co z tego że cała? Na pewno zdążyli postawić nową albo też fundamenty starej są niedaleko :) Szukam punktu - nie ma. Ale to Grassor - tu się podobno szuka punktów po drzewach i krzakach. Robię więc inspekcję WSZYSTKICH drzew w promieniu 20m od miejsca, gdzie stoi wieża (ambona), potem 50m. Punktu nie ma. Więc te legendy o punktach pochowanych tak że nie można ich znaleźć to nie legendy. AHA! Może to nie ta przecinka? Wracam do mostku i próbuję jeszcze raz. Naginam po raz kolejny rzeczywistość (mapa niedokładna albo zmieniły się w międzyczasie przebiegi przecinek!!!). Przeszukuję jeszcze większe knieje niż poprzednio knując historię o fundamencie wieży, który to fundament pewnie zasypały piaski i tylko budowniczy trasy wie o tym, że fundamenty kiedyś tu były ale się zmyły (a raczej zasypały). Nie ma punktu, minęło 90 minut od startu. Wracam po raz kolejny do mostu. Rozglądam się po okolicy. Ooooo!!! Zielony szlak wymalowany oczojebną farbą na mostku. Rzut oka na mapę. Jest szlak, niech to szlag. A punkt tkwi sobie radośnie 4KM NA PÓŁNOC od miejsca, w którym się znajduję. Mistrzostwo świata. Jadę nieźle wkurzony i po 20 minutach jestem na miejscu. Tym razem bez naginania rzeczywistości. Jest droga, jest skręt 30 stopni, jest 400m dalej przecinka, i JEST PUNKT. Wprawdzie fundamentów wieży nie znalazłem ale miałem już je gdzieś. Pierwszy punkt zdobyty prawie po 2h - w życiu tak nie pobłądziłem (a parę startów na ppmach zaliczyłem)! Pozamiatane. Gdzie jest meta? Czas wracać?
Dorysowuję dwa punkty - 10-tkę na Północy i 6-tkę na Południu. Skoro jakiekolwiek szanse na wynik powyżej dna są już zaprzepaszczone to jadę rekreacyjno-krajobrazowo. I mam chłonąć doświadczenie bo już na samym początku Grassora wiem, że za rok będę się rehabilitował :)
W bukłaku Sahara, na Północy nie widać terenów ze sklepami opływającymi w izotoniki a na Południu Wałcz - w sam raz na napełnienie bukłaka oraz zajedzenie smutków i stresów zdobywania punktów w moim wykonaniu.
W Wałczu robię konkretny popas wydając połowę aktywów, które ze sobą wziąłem :) Obok Wałcza jest PK6 ale na południowy-zachód inny punkt, który bardziej mi pasuje. Na PK6 wrócę z PK5 bo będzie mi po drodze na jeszcze kolejny punkt. Już kilometr za miastem mam wątpliwości - a co jeśli na PK5 objawi się jakiś punkt na Wschodzie? Nie dopuszczam takiej myśli do siebie :)
Na PK5 (przepust, na dole nasypu, ok. 30m na SE) postanawiam dotrzeć terenem - tak w ogóle z daleka od asfaltów, takie mam postanowienie na dzisiaj :) Dobry pomysł to nie był bo polna droga (ok. 6km) nie jest za specjalna. Niemniej docieram w okolice punktu, szukam nieczynnych torów kolejowych ale po tych zostało tylko wspomnienie. Nasypem docieram do przepustu i po chwili mam PK5 - taki punkt był mi potrzebny, ku pokrzepieniu serca, na zachętę, taki pucharek "za zajęcie pierwszego miejsca" ;) Punkt zaliczony po ponad godzinie ale popas w mieście trochę czasu też mi zabrał.
Nabieram chęci do dalszej zabawy. Chwilę później mina mi rzednie. Dorysowuję nowy punkt - oczywiście punkt na Wschód od obecnego! Niweczy to moje plany powrotu przez Wałcz do PK6. Nie szkodzi - ten punkt jest tak blisko startu/mety, że zaliczę go sobie na końcu. Aha! Nigdy się takich punktów już nie zalicza! No, przynajmniej ja nie zaliczam :) Błąd taktyczny, znów kosztowny.
Jadę na kolejny punkt - PK2 (skrzyżowanie dróg, drzewo na NE). Na miejscu trochę wspinaczki i jest skrzyżowanie. Chwilę się rozglądam po drzewach ale szybko wracam do mapy - nie ze mną te numery Br...Daniel! Punkt zaznaczony na szczycie więc musi być jakieś inne skrzyżowanie nie zaznaczone na mapie (to które przeszukałem też w sumie nie było na mapie). Po chwili jest punkt - 70min po poprzednim. Dalej uderzam na Północ.
PK8 (jar). Docieram dosyć szybko ale na miejscu łapie mnie mocny deszcz, który konkretnie mnie moczy. Punkt znajduję trochę na raty - przechodzę jar do połowy, cofam się i następnie idąc do oporu, po powalonych drzewach mam punkt po 60min. Spotykam tam DJK71 i Kosmę100 z BS.
Kolejny punkt znów na Wschodzie. Z PK8 konsekwentnie postanawiam wyjechać terenem. W efekcie zaliczam wspinkę pod stromą skarpę i gubię się w licznych przecinkach nie zaznaczonych na mapie. Wyjeżdżam w Nowej zamiast w Starej Łubiance. W plecy znów parę km i znów błędy w nawigacji.
Docieram w okolice punktu PK1 (skraj lasu). Niby liczę odległość ale mnogość przecinek w terenie, których nie ma zaznaczonych na mapie sprawia, że zwiedzam skraje lasu w dwóch różnych miejscach. Tracę na tym ok. 40min. Na koniec ze smutkiem zauważam, że budowniczy dorysował na mapie drogę prowadzącą do punktu i wystarczyło pojechać nią do końca, żeby na punkt po prostu najechać. Czynię to ostatecznie po blisko 2 godzinach od zaliczenia poprzedniego punktu. Kolejna, spora wtopa nawigacyjna. Czy wyczerpałem już limit błędów na dzisiaj? Obawiam się, że nie - nawigacja w nocy przede mną!
Kolejny punkt to PK4 (wysadzony most kolejowy, zachodni przyczółek, na dole). Brzmi nieźle. Docieram szosą w okolice skrętu na punkt ale przy drodze nie ma spodziewanego nasypu kolejowego. Nie chcę przebijać się przez knieje więc szukam jakiejś drogi leśnej. Znajduję ją kilkaset metrów dalej i dojeżdżam nią do nasypu. Nasypem docieram do Gwdy i wysadzonego mostu. Trzeba przyznać - robi wrażenie! Wygląda tak, jakby został wysadzony dopiero co a nie kilkadziesiąt lat temu. Na miejscu robię mały i krótki popas. Punkt zaliczony po 65min.
Dalej udaję się w kierunku PK3 (ruiny młyna, na dole między jazem a elektrownią). Wydaje się prosty (choć w lesie) i nic nie zapowiada zbliżającej się katastrofy :) Atak przypuszczam od strony stacji kolejowej w Ptuszy. Tam nie znajduję (i specjalnie nie szukam) wprawdzie przecinki prowadzącej wprost na drugi mostek na rzeczce Płytnicy, skąd do PK prosta droga, ale doskonale znajduję odpowiednie skrzyżowanie główniejszych dróg leśnych, skąd dokładnie wymierzam odległość, po jakiej mam skręcić w przecinkę prowadzącą na ten mostek. Tak też się dzieje. Docieram po chwili do mostka. Rzeczka to jakiś mały ciek ale nie wnikam w to. Jadę drogą w odległości 100m od rzeki (przy rzece są bagniste łąki) i wypatruję ruin młyna. Nic nie ma, brak też spiętrzenia, jazu, czegokolwiek widocznego z odległości 100m. Atakuję od drugiej strony ale jedyne co osiągam to rozdarte spodenki, ranę dźganą od gałęzi i kompletnie przemoczone buty. Tak mija mi godzina na poszukiwaniu a w międzyczasie zapada powoli zmierzch. Po półtorej godzinie poddaje się - miałem szukać punktów do oporu ale tutaj nie wygram. Ruiny zostały wciągnięte pewnie w międzyczasie przez okoliczne bagna i tej wersji będę się trzymał :) Wyjeżdżam na Północ. Po chwili docieram do jakichś jeziorek czy rozlewisk. Nie bardzo mogę to odnaleźć na mapie. Próbuję się w ogóle odnaleźć na mapie ale przychodzi mi to z trudem. Reset myślenia. Może jestem w innym miejscu niż myślę, że jestem? Tak! Wracam się kilkaset metrów a tam pierwszy most! I punkt! A już straciłem nadzieję. Punkt zdobyty po ponad 2 godzinach od poprzedniego. Błąd nawigacyjny, którego kompletnie nie rozumiem mimo iż wpatruję się w mapę. Jakim cudem przejechałem przez drugi mostek, jechałem wzdłuż rzeki a znalazłem się po drugiej jej stronie nie przejeżdżając po raz kolejny przez żaden most? Błąd zrozumiałem dopiero w domu, gdy obejrzałem ślad z trasy i obejrzałem mapę z okiem 2cm od niej - tam była druga rzeczka (Samborka), która perfidnie biegła wzdłuż poziomic, czego nie było widać o zmierzchu! Dodatkowo uchodziła ona w okolicach drugiego mostu więc po prostu tego nie zauważyłem.
Wyjechałem z lasu trochę podłamany swoimi wyczynami. Jest ciemno więc co teraz będzie?
Jadę w kierunku PK11 (szczyt góry). Nie chcę błądzić po nocy więc jadę przez Jastrowie asfaltami. W Jastrowiu 20-minutowy popas na przystanku. Docieram w okolice punktu i postanawiam atakować od Północy. Szybko jednak nie zgadza mi się coś z mapą więc nie brnę dalej tylko wracam do asfaltu i atakuję tym razem od Południa. Tam powinna być polna dróżka ale po odmierzeniu odległości zastaję coś co kiedyś było drogą ale teraz zarosło sobie. Wjeżdżam tam mimo to. "Droga" po chwili zamienia się w regularne pole jakiegoś zboża. Jedzie mi się bardzo ciężko, "idę" przy okazji "w szkodę" rolnikowi. Po ok. pół godzinie docieram do lasu by już po chwili znaleźć punkt. Minęły niecałe dwie godziny od zaliczenia PK3. Punkt był charakterystyczny ale w dzień - w nocy ciężko było dojrzeć las z daleka a w dodatku pojawiła się mgła (ciekawe kto tę mgłę wywołał ;))
Kolejny punkt to PK19 (zapora, drzewo na NW). Po drodze jednak kończy mi się picie więc odwiedzam stację BP w Podgajach na której robię zakupy i piję gorącą kawę. Jest już 1 w nocy i robi się chłodno - temperatura spadła do 7 stopni. Przymarudzam ale ostatecznie jestem w okolicach punktu ok. 1:30. Tutaj zaliczam najbardziej kuriozalny błąd nawigacyjny jaki kiedykolwiek popełniłem (i pewnie nie popełnię gorszego). W opisie wyraźnie napisane jest ZAPORA a ja ustawiłem się przy nieodległej śluzie, udając że to mała zapora :) W efekcie szukałem punktu na chyba wszystkich drzewach w okolicy. Wpadłem w końcu w linki namiotu parki, która rozstawiła się w lesie i zostałem porządnie opier...słusznie zresztą :) Już się chciałem poddawać ale postanowiłem podjechać nad Zalew i zrobić fotę mgły nad wodą. Podjechałem i stanąłem wryty obok...zapory. Cóż - raz na zawsze wbiję sobie różnicę między ZAPORĄ a ŚLUZĄ. Punkt zdobyty po rekordowych 2 godzinach i 40 minutach. Dno ale takie moje przeznaczenie na tych zawodach :) Jak wygląda bezradne szukanie w takiej sytuacji widać na poniższym zrzucie z tracka. Fota może służyć za szkoleniową pt. "jak nie należy zdobywać punktów kontrolnych" ;)
Uderzam na kolejny punkt - PK18 (słupek wysokościowy). Nie bardzo wiem o co chodzi i spodziewam się jakiegoś wodowskazu tym bardziej, że na mapie jest ciek wodny. Na miejsce prowadzi kiepska droga. W terenie piaszczysto. Liczę odległość ale mnogość przecinek sprawia, że skręcam zbyt wcześnie. Zaczyna się powoli rozwidniać, jedzie się znacznie lepiej choć temperatura osiąga swoje minimum (6 stopni). Docieram do skraju lasu - widzę "cypel" z drzew, na którym jest zlokalizowany punkt kilkaset metrów ode mnie. Te kilkaset metrów przedzieram się po trawie - niestety mocno zroszonej więc w butach mi chlupocze. Docieram na miejsce i czeszę zarośla a po chwili drzewa. Jest punkt. A co ze słupkiem wysokościowym? Okazuje się "słupkiem niskościowym". Był to po prostu słupek geodezyjny. Jakby tak został opisany to wiedziałbym czego szukać i że mam tego szukać między mchem a krzaczkiem jagodowym a nie łazić z głową zadartą i szukać słupka wysokościowego na wysokości ;) Punkt zdobyty po półtorej godzinie, z czego jakieś 15min na złą przecinkę i 15min na szukanie punktu. Na miejscu zastaje mnie wschód Słońca, który podziwiam z pobliskiej ambony myśliwskiej :) Rzadki to dla mnie widok gdyż funkcjonuję w innych godzinach i o 4:30 zazwyczaj zaczynam swoją drugą godzinę snu ;)
Na PK18 odkrywa mi się PK12 ale ten z góry odrzucam jako zbyt daleki - nie zapominam o tym, że muszę być w bazie najpóźniej o 10:00 (czyli 2h wcześniej niż limit mety).
Kieruję się na PK14 (wykop, przy południowej skarpie na dole, ok. 100m na S od asfaltu). Jadę przez tereny byłego posowieckiego poligonu. Mnogość bunkrów i stanowisk czołgowych co chwilę zmusza mnie do zatrzymywania i choćby zajrzenia do środka (bunkry w świetnym stanie). PK14 to jeden z nielicznych punktów bez historii - zdobyty tak jak trzeba. Wyjeżdżając z punktu na mojej drodze stoi...struś. Czas chyba zawracać. Mam halucynacje. Podjeżdżam bliżej i...rzeczywiście to struś! Niewielki - ok. metrowej wysokości ale struś. Musiał był komuś uciec z zagrody.
PK17 w prawym, górnym rogu mapy oczywiście odpuszczam i kieruję się na PK20 (szczyt góry, drzewo na S). Na punkt docieram szybko, po niewiele ponad godzinie mam go zaliczonego. Punkt rzeczywiście jest na drzewie na S ;) a konkretnie na Sośnie ;) Na miejscu obżeram się jeszcze poziomkami z pobliskiego pola poziomkowego, zaglądam z ciekawością do wielkiej nory wykopanej w piasku skąd przepędza mnie przeraźliwy syk jakiegoś stworzenia, które poczuło się zagrożone a które spowodowało zagrożenie u mnie więc i ja sycząc w myślach wycofałem się na bezpieczne pozycje.
Było już po 7-ej więc czas się kierować w stronę mety. Zerkam na mapę i po drodze postanawiam zaliczyć jeszcze PK15, PK7 i oczywiście PK6 (haha!). To da mi razem 15 zaliczonych PK i przy takich błędach nawigacyjnych jakie poczyniłem i z obciętym samemu sobie limitem czasowym, przyzwoity wynik ;)
Na PK15 (skraj lasu, ok. 5m na N od drogi) trochę się wlokę, czynię więc krótki postój na przepak tego co głębiej schowane do kieszonek pod ręką a i tak konsumuję większość zanim do tych bliższych kieszonek trafiła.Docieram w końcu do skrętu z asfaltu w piaskową drogę leśną prowadzącą na most przez Pilawę i dalej na punkt. Dojeżdżam do rzeki a tam...wspomnienie po moście. Widok jak po wysadzeniu mostu przez Adasia Miauczyńskiego ;) I moja mina niedowierzania pewnie podobna. Rzeka nie wyglądała na taką, która łatwo da się pokonać w bród więc punkt odpuszczam.
Na PK7 (bunkier do przechowywania głowic atomowych, na górze przy pł. wejściu) droga bardzo mi się dłuży. Czuję już chyba nosem bliskość mety. Docieram w końcu bez problemów choć po drodze zdążyłem przeszukać bunkier-strażnicę ze zdziwioną myślą kołaczącą się po głowie "jakim cudem umieścili głowicę atomową w tak małym bunkrze" ;) Niemniej parę minut później punkt odnaleziony. Sam bunkier robi wrażenie a szczególnie jego wrota o grubości pewnie co najmniej 50cm.
Kieruję się w stronę mety (przelotowo) a dalej na zaległy PK6 (aha!). W Szwecji jestem kwadrans przed 10-tą. W 15minut nie zaliczę PK6 więc wymówka szybko się znalazła :) Tym sposobem zakończyłem swoje zmagania z trasą.
Ostatecznie przejechałem aż 308km (!!!) w czasie niecałych 22 godzin, z czego samej jazdy było niecałe 16 godzin, ok. godziny, półtorej różnych przerw. Reszta, czyli 5 GODZIN (!!!) to czas poświęcony na masakryczne błędy nawigacyjne i szukanie punktów tam gdzie ich nie było. Nie powinienem tego dnia po prostu brać mapy do ręki. Ot co!
Start na Grassorze był dla mnie niezłą przygodą. Pierwszy raz jazda i nawigacja w nocy. Prawie doba na siodełku zweryfikowała moją kondycję i psychikę. Było z tym lepiej niż się spodziewałem. Zawiodło to, na co liczyłem najbardziej - nawigacja, którą przecież tak dużo wygrałem na niedawnym ZdZ.
Grassor wciąga - równie silnie jak Harpagan. Nie startuj jeśli nie chcesz się uzależnić. Dla mnie już jest za późno ;) Już wiem, że co rok będę stawał na starcie tych zawodów.
- DST 49.50km
- Teren 20.00km
- Czas 02:00
- VAVG 24.75km/h
- VMAX 36.40km/h
- Temperatura 21.0°C
- HRmax 170 ( 88%)
- HRavg 132 ( 68%)
- Kalorie 1302kcal
- Podjazdy 70m
- Sprzęt Unibike Luxor
- Aktywność Jazda na rowerze
Nocna jazda po Bolimowskim
Środa, 22 czerwca 2011 · dodano: 22.06.2011 | Komentarze 0
Start o 22:30. Miała być godzinka z Krisem po okolicach, wyszły dwie godziny przez Bolimowski na Piaski i powrót asfaltem. Przy okazji test lampki - pozytywnie zaliczony :)
- DST 29.90km
- Czas 01:11
- VAVG 25.27km/h
- VMAX 36.40km/h
- Temperatura 16.0°C
- HRmax 145 ( 75%)
- HRavg 128 ( 66%)
- Kalorie 754kcal
- Podjazdy 50m
- Sprzęt Unibike Luxor
- Aktywność Jazda na rowerze
Rozjazd
Niedziela, 19 czerwca 2011 · dodano: 19.06.2011 | Komentarze 0
- DST 165.01km
- Teren 120.00km
- Czas 08:01
- VAVG 20.58km/h
- VMAX 48.70km/h
- Temperatura 23.0°C
- HRmax 184 ( 95%)
- HRavg 156 ( 81%)
- Kalorie 8151kcal
- Podjazdy 679m
- Sprzęt Santa Cruz Blur LT
- Aktywność Jazda na rowerze
Bike Orient Spała
Sobota, 18 czerwca 2011 · dodano: 19.06.2011 | Komentarze 8
Na miejscu jestem wcześnie - ponad godzinę przed startem. Spokojnie przebieram się, szykuję rower i podjeżdżam do biura zawodów. Mam jeszcze pół godziny do odprawy więc postanawiam pokręcić się po Spale. Miasteczko naprawdę ładne, robi wrażenie. 8:30 jestem przy stawie, gdzie ma się odbyć start. Odprawa techniczna - ma być trudno i raczej nikt ma nie zrobić kompletu (w co wątpię jak znam czołowych wymiataczy). O 8:45 dostajemy mapy. Duże mapy! Mapa 1:50tys w formacie chyba A2. Compass wydał specjalną mapę na tę okazję z zaznaczonymi punktami (w terenie słupki z perforatorami wkopane są na stałe). Mapa wygląda na dokładną ale przez jej wielkość wiem już, że będzie ciągłe wachlowanie. Mamy 15 minut na zastanawianie się nad wariantem. Wariant nie jest taki oczywisty choć przebiegająca przez środek mapy Pilica ogranicza manewry. Po paru minutach mam już kolejność zaliczania punktów i następne parę minut poświęcam na dokładne przebiegi wokół punktów. Standardowo dla mnie nie korzystam z pisaka - nie mogę się nadal przekonać. 9:00 - start. Startuję jako...drugi. Kierunek - Tomaszów Mazowiecki i PK11 (lewy brzeg Pilicy). Punkt wydaje się być łatwy - akurat na przetarcie. Tempo na asfalcie w okolicach 40km/h. Dogania mnie pociąg z Niewe, Goro i Josivem jadącymi na zmiany. Witam się i dołączam do nich. Tempo już stale trzyma 40km/h. Na punkt docieramy jako jedni z pierwszych. Asfalt akurat na przetarcie. Ruszamy dalej na PK12 (brzeg stawu) ale odjeżdżam kolegom. W dodatku punkt chcę atakować ze wschodniej strony, reszta jedzie od Południa. Wariant wschodni wydaje mi się szybszy - większy kawałek jest asfaltem a w lesie spodziewam się piachu i spadku tempa. Tak też jest. Niestety - przestrzeliłem przecinkę i tracę 10min na niepotrzebnym kółku. Tym samym na punkt wjeżdżam z chłopakami. Wariant dojazdu na następny punkt mam inny więc rozstajemy się. Dalej PK14 (ścieżka w obniżeniu). Przejeżdżam obok ogromnych terenów jednostki wojskowej z Tomaszowa. Nawiguję przez pola i las. Znów przestrzeliłem zjazd i nadkładam ok. kilometra. Dalej bez problemów docieram na PK a tam...Goro i Niewe i Josiv...Myślę sobie, że mam chyba słabszy dzień w nawigacji więc bezpieczniej będzie chwilę pojechać razem :) PK16 (skrzyżowanie dróg) w lesie - trzeba uważać i liczyć przecinki. Udaje się bezproblemowo dojechać. Chłopaki przymarudzają więc ruszam nie czekając na nich w kierunku PK2 (dawna gajówka). Zaczynają się lekkie piachy ale mam jeszcze sporo sił więc w ogóle tego nie odczuwam. Tempo na razie jest bardzo mocne. Jadę jakieś 100m za Pawłem Brudło, z którym spotkaliśmy się na poprzednim punkcie. Ten nagle odbija w lewo co mnie trochę dziwi. Docieram do punktu i przekładam mapę. Kurwa! Po PK16 miało być pobliskie PK17. Gdybym wcześniej przekręcił mapę to tego błędu bym nie popełnił. Trzeba wracać. W plecy będzie jakieś 20min. Marudzę z mapą a tymczasem nadjeżdża...wiadomo kto :) Jedziemy razem na PK17. Nie ma marudzenia - tempo bardzo mocne, w okolicach 30km/h w terenie. PK17 (szczyt wzniesienia) - trochę się tam umęczyłem bo wzniesienie było sporawe. Na następny punkt ruszamy znów razem. Od dobrych 90 minut jedziemy cały czas w terenie. Na PK10 (lewy brzeg Pilicy) to samo. Docieramy na miejsce a punktu nie ma. Przeciskamy się przez starorzecza i jest. Droga na PK7 (brzeg starorzecza) pokonana zostaje w takim tempie, że zaczynam odczuwać ból w nogach. Na punkt docieramy trochę na przełaj. Wyjeżdżamy i chłopaki kierują się na most na Pilicy. Drę się za nimi ale...machają tylko ręką. Jadę swoje w takim razie. Droga na PK18 (lewy brzeg Pilicy) zapowiada się ciężko - sporo dróżek i ścieżek po łąkach w dolinie rzeki. Nawiguje mi się dobrze. Tuż przed punktem, za CMK przeprawiam się przez strumyk (po kolana) - ulga niesamowita bo upał i duchota zaczynały już doskwierać. Ten punkt oceniam jako trudniejszy do znalezienia ze względu na mnogość przecinek i dróżek. Kolejny punkt PK8 to znów brzeg Pilicy. W jego okolice prowadzi asfalt ale najpierw parę kilometrów muszę jechać łąkami, żeby do niego dotrzeć. Do punktu docieram szybko. Po drodze strome urwisko. Na miejscu chaszcze i pełno pokrzyw po pas. Miejsce nie wydeptane więc mniemam, że jestem jednym z pierwszych. Utrudnia to też znalezienie punktu. Łażę ok. 5 minut sycząc z bólu. Po chwili przyjeżdża...wiadomo znów kto :) Szukamy razem. Jest - w pokrzywach. Ruszamy w stronę Pilicy przeprawiać się. Dołącza do nas Andrzej Krochmal (jeden z organizatorów Dymna). Podjeżdżamy (a raczej podchodzimy) pod urwisko i na asfalcie mocno przyciskamy. Jesteśmy na...promie. Na miejscu chwila na odsapnięcie. Jest 13-ta - 4 godziny jazdy za nami, zrobiona dokładnie połowa trasy z naprawdę niezłą średnią z jazdy 24km/h gdzie asfaltów było może 20% (na liczniku mam 96km). Sprawdzam bukłak - sucho! Wiem już, że muszę szukać sklepu. Jedziemy razem na PK3 (kapliczka na wzniesieniu). Jedziemy na zmiany ale szybko wysiadam. Chłopaki lepiej się przygotowali - pęka żel za żelem, koks za koksem ;) a picie oprócz bukłaków mają też w bidonach. Mówię, że nie dam rady dać dobrej zmiany i holuję się na kole aż do punktu. Gdzieś w oddali słychać odgłosy burzy. Sam punkt niesamowity - spore zalesione wzniesienie i na wzniesieniu pobudowana okrągła kapliczka. Na miejscu okazuje się, że Goro i Niewe odpuszczają dwa najdalsze punkty na południowym wschodzie. Z Andrzejem Krochmalem nie chcemy odpuszczać - pozostało 5,5h do końca limitu i 9 z 20 punktów do zdobycia. Jest spora szansa na komplet. Ruszamy razem. Parę kilometrów dalej rozpętała się burza. Trzaskało aż strach. Ustawiliśmy się za zasłoną z drzew (jakieś 10m od drzew ale wiatr tak zacinał, że drzewa chroniły przed ulewą). Po kilku minutach ulewa przeszła - wszystko wokół płynęło. Ruszyliśmy i dotarliśmy do mieściny Ossa. Andrzej Krochmal postanowił uderzać w teren, ja musiałem poszukać sklepu bo czułem już skutki odwodnienia. Pojechałem więc przez wioskę chcąc później zaatakować punkt od Wschodu. Dotarłem do sklepu - na szczęście otwartego. Dwie wody (3l) wypełniły mój bukłak. Oprócz tego jagodzianka (pierwsza w tym roku) i jakiś sok na miejscu. Potrzebowałem trochę odsapnąć. Na liczniku 102km. Lokalsi trochę zagadali i tak pękło mi 10min. Ruszyłem asfaltem i szybko dotarłem do odpowiedniego skrętu w las. A tam - masakra. Do punktu (PK20 - szczyt wzniesienia) było tylko ok. 2km ale chyba były to moje najtrudniejsze kilometry w życiu. Niesamowita piaskownica po deszczu zmieniła się w piaskowo-błotną breję, po której za cholerę nie dało się jechać. Męczarnia. Na punkt dotarłem ledwo żywy. Miałem ochotę położyć się i nie wstawać. Minęła ponad godzina odkąd wyjechałem z poprzedniego punktu (20min straciłem łącznie na burzę i sklep). Masakra! Mam myśli o wycofaniu się ale na szczęście do Spały w ch...daleko. Ruszam w końcu ale jest mi zimno - jestem przemoczony do suchej nitki, w butach chlupocze. W dodatku temperatura po burzy spadła. Kolejne 3km to podobna droga przez mękę. Docieram w końcu do asfaltu i uderzam na następny punkt. Jadę jednak wolno, bardzo wolno. W połowie drogi muszę zejść z roweru. Nogi mam sztywne, oddech płytki. Kładę się na trawie i leżę tak przez parę minut. Wstaję i rozciągam się. Zjadam batona i zapijam to wodą. Lepiej. Jadę już w normalniejszym tempie niestety pod silny wiatr więc dodatkowo psycha siada. Docieram na PK19 (szczyt wzniesienia). Sprawdzam czas - cały zapas zniknął. Teraz jestem na zero czyli muszę zaliczać punkt co niecałe pół godziny - bez szans z takim kryzysem. Szybko postanawiam odpuścić dwa punkty przy Pilicy - musiałbym jechać teraz na Północ ok. 8km terenem (pewnie piaszczystym) a nie czuję już się na siłach. PK5 (kapliczka na wzniesieniu) wygląda na w miarę łatwy do zdobycia. Uderzam tam. Jadę asfaltem i rozjeżdżam kryzys. Na miejscu jestem po...pół godzinie. PK13 (lewy brzeg strumienia) zaliczam po 20min. (skąpałem się oczywiście w strumieniu). Zaczynam żałować, że odpuściłem tamte punkty nad Pilicą ale dawno tak źle się nie czułem gdy podejmowałem tę decyzję. Na PK13 podłącza się jakiś zawodnik. Jedziemy razem i na PK6 (skansen) docieramy szybko. Pozostało 90 min. i dwa punkty do zdobycia. Mamy obawy bo przebieg jest spory. Ruszamy jednak. Kolega jest mocny a ja znów mam ołów w nogach. Odjeżdża mi sporo. PK1 (strażniczówka) zdobyliśmy po...25minutach. Mamy 65min do końca limitu czasu. Spokojnie zdążymy. Ruszamy. Tym razem z wiatrem. Nadaję tempo - kolejny kryzys przemogłem. Lecimy ponad 30km/h. Po drodze dołącza do nas...Andrzej Krochmal. Rozmawiam z nim krótko - ominął dwa punkty! Kolega, z którym jechałem też nie ma dwóch punktów :) Każdy popatrzył po sobie i przycisnął. Adrenalina uderzyła i wysunąłem się na prowadzenie ;) Przy skręcie na punkt zwolniłem i uważniej nawigowałem, żeby nie ominąć ścieżki. Panowie mnie dogonili. Razem wjeżdżamy w dróżkę prowadzącą do PK9 (prawy brzeg Pilicy). Kilkaset metrów od punktu mijam się z...Goro i Niewe. Robimy zdziwione miny - myślałem, że chłopaki już na mecie. Ile opuścili? 2 punkty :) Podbijam kartę i ruszam zaraz za Andrzejem Krochmalem. Do mety ok. 4km (z czego 3 w terenie). Po wyjechaniu ze ścieżki zbieram ostatnie siły i napieram mocno. 30km/h nie schodzi z licznika. Pełno błota i kałuż ale nie patrzę tylko tnę. Uciekam i jednocześnie gonię Gora i Niewe. Wpadam na metę. Dołożyli mi ze 2min. Chwilę rozmawiam z chłopakami - po drodze odwiedzili sklep i zrobili po browarze :) Poza tym pobłądzili na jednym z punktów. Na myjkę nie doczekam się - taka kolejka. Ładuję więc rower do bagażnika a sam myję się przy pomocy wody z butelki. Przy samochodzie zaliczam zgon więc czas na powrót. Wyników nie znam ale nie spodziewam się powtórki z ZdZ ;)
Całość była do zrobienia ale nie z pustym bukłakiem :( Zgon na 105km (odwodnienie) i resztę trasy zrobiłem siłą woli.
Track:
- DST 30.70km
- Czas 01:05
- VAVG 28.34km/h
- VMAX 37.80km/h
- Temperatura 21.0°C
- HRmax 160 ( 83%)
- HRavg 140 ( 72%)
- Kalorie 823kcal
- Podjazdy 50m
- Sprzęt Unibike Luxor
- Aktywność Jazda na rowerze
Rozruch
Czwartek, 16 czerwca 2011 · dodano: 16.06.2011 | Komentarze 0
OMG! Nogi z drewna :(
- DST 30.20km
- Czas 01:03
- VAVG 28.76km/h
- VMAX 36.40km/h
- Temperatura 17.0°C
- HRmax 166
- HRavg 148 ( 77%)
- Kalorie 862kcal
- Podjazdy 55m
- Sprzęt Unibike Luxor
- Aktywność Jazda na rowerze
Okolice Skierniewic
Piątek, 10 czerwca 2011 · dodano: 13.06.2011 | Komentarze 8
- DST 38.20km
- Czas 01:27
- VAVG 26.34km/h
- VMAX 36.70km/h
- Temperatura 22.0°C
- HRmax 160 ( 83%)
- HRavg 131 ( 68%)
- Kalorie 936kcal
- Podjazdy 85m
- Sprzęt Unibike Luxor
- Aktywność Jazda na rowerze
Regen
Środa, 8 czerwca 2011 · dodano: 09.06.2011 | Komentarze 0
- DST 37.50km
- Teren 33.00km
- Czas 02:24
- VAVG 15.62km/h
- VMAX 38.20km/h
- Temperatura 26.0°C
- HRmax 166 ( 86%)
- HRavg 121 ( 63%)
- Kalorie 1642kcal
- Podjazdy 222m
- Sprzęt Santa Cruz Blur LT
- Aktywność Jazda na rowerze
Objazd trasy Mazovii w Rawie Mazowieckiej
Niedziela, 5 czerwca 2011 · dodano: 05.06.2011 | Komentarze 25
W ramach regeneracji objechałem większą część trasy maratonu Mazovii. Zacząłem w połowie trasy (nawrotka w Raduczu) i objechałem drugą pętlę Giga.
Nawrotka w Raduczu. Mniej-więcej połowa trasy dla Mega:
Piachy. Raczej nie kopne choć miejscami łachy łapią opony. Krótki odcinek:
Dojazd w kierunku rzeki Rawki zarośniętą, leśną drogą. Końcówka to łagodny zjazd w kopnym piachu:
Mostki nad rzeką Rawką. Urokliwe miejsce:
Kolejny mostek na Rawce (tym razem po nawrotce w Wołuczy) i stawy hodowlane:
Kawałki trasy polną drogą:
Zjazd w dolinę Rawki:
Skarpa w wersji "na stromo" (na wyścigu będzie raczej dłuższy i łagodniejszy podjazd ale go nie znalazłem):
Świetny podjazd wąwozem:
I single w lesie:
Dalej oznaczona trasa nie do końca zgadza się z mapą. Jadę zgodnie z oznaczeniami i wyjeżdżam obok "gierkówki":
Upierdliwa droga szutrowa do Przewodowic - 2km szutru z tarką i łachami kopnego piachu pod lekką górkę (20m przewyższenia). Na koniec szybszy zjazd po kopnym piachu:
Dalej miał być dojazd asfaltem i za mostkiem w las a następnie w piaskownicę prowadzącą do Raducza. Tutaj jest sporo zmian (i dobrze!) - wytyczony został przyzwoity odcinek po zarośniętych drogach i ścieżkach w lesie:
Za zakrętem strzelnica wojskowa i kawałek dalej Raducz, gdzie zamykam pętlę:
- DST 142.50km
- Teren 40.00km
- Czas 06:26
- VAVG 22.15km/h
- VMAX 54.80km/h
- Temperatura 26.0°C
- HRmax 180 ( 93%)
- HRavg 156 ( 81%)
- Kalorie 8192kcal
- Podjazdy 742m
- Sprzęt Santa Cruz Blur LT
- Aktywność Jazda na rowerze
Złoto dla Zuchwałych - Unisław
Sobota, 4 czerwca 2011 · dodano: 05.06.2011 | Komentarze 3
Impreza na orientację w ramach Pucharu Polski w Maratonach na Orientację. Tym razem ma być 170km. Jak się okazuje - będzie sporo mniej.
Na miejsce pojechaliśmy ekipą (Bart, Chris i ja) dzień (a raczej noc) wcześniej. Bez porządnej kolacji (brak czajnika spowodował, że musieliśmy zadowolić się suchą karmą) położyliśmy się dosyć późno spać. Koledzy z timu zadbali odpowiednio o to, żeby człowiek w nocy nie zmrużył oka ;)
Rano wstajemy 3h przed startem. Dzięki temu jesteśmy wyszykowani i objedzeni jak nigdy. Start na mapie o niewiadomej skali - była to przeskalowana "pięćdziesiątka" a skalę mieliśmy ustalić sobie sami już w trasie :) Wyrysowałem w myślach wariant i przebiegi tras - nie lubię malować pisakiem po mapie (choć tak się powinno robić). Start trochę przymarudzamy.
PK1 (Na kraju wąwozu)
W okolice punktu docieramy w miarę szybko jednak punktu nie znajdujemy od razu. Szukaliśmy nie w tym wąwozie. Chwilę później PK zaliczony i ruszamy dalej.
PK6 (Dno wąwozu)
Znów wąwóz? Szybki dojazd w okolice punktu. Przestrzeliliśmy zjazd o jakieś 300m i pchamy się przez pole pszenicy. Dotarliśmy do wąwozu w jego połowie i trzeba było zejść po stromym zboczu.
PK10 (Rozwidlenie dróg)
Punkt bez historii. Trafiamy szybko i bez problemów znajdujemy punkt.
PK14 (Stara wierzba przy strumieniu)
Przebieg lasem. Wbijamy się na czarny szlak rowerowy. Liczę przecinki i na punkt trafiamy bez problemu.
PK11 ("Szczyt ruiny Wierzy")
Żeby nie pogubić się jedziemy dalej czarnym szlakiem. Wyrywam trochę do przodu ale przed punktem źle liczę przecinki. Poczekałem na kolegów i razem trafiliśmy bez problemu na punkt.
Dalej uderzamy w stronę Bydgoszczy. Po drodze źle skręcam i objeżdżamy pobliskie stawy od zachodniej strony zamiast od wschodniej. Naprawiamy błąd nadrabiając jakiś kilometr. Po chwili wdrapuję się z rowerem na most nad Wisłą. Na moście zatrzymuję się żeby zrobić fotę. Jestem pewien, że Bart z Krisem jadą za mną jednak to inni zawodnicy. Ze wstydem przepraszam za zablokowanie ruchu. Dalej uderzam na punkty już samemu.
PK12 (Drzewo 10m na Północ od wąwozu)
Przejazd przez Bydgoszcz i za chwilę jestem na punkcie. Szukanie ułatwione - jakiś zawodnik właśnie od niego odchodził. Zjeżdżając z punktu spotykam Barta i Krisa. Dalej podjazd asfaltem i na...
PK7 (Drzewo 15m od ogrodzenia NE)
Punkt znów znaleziony bez problemu. Bez historii.
PK9 (Drzewo obok jaskini)
Po drodze na PK zjadam batona a chwilę później dostaję boleści żołądka. Ból opanowuję kładąc się na chwilę na trawie. Niestety już do końca będę się borykał z żołądkiem parę razy przystając i kładąc się na poboczu. W efekcie cały rajd przejechałem NIC nie jedząc.
Na punkt docieram bez problemu. Nie wiem co mi strzela do głowy, żeby tachać rower ze sobą przez stromy wąwóz aż do punktu - bezsensowna strata sił bo rower i tak trzymałem na plecach samemu uważając, żeby nie spaść ze zbocza wąwozu. Jaskinia (a raczej jaskinka) rzeczywiście była.
Zastanawiam się którędy jechać. Wybieram drogę bliższą Wisły. Dzięki temu zaliczam półtorakilometrowy podjazd w Trzęsaczu totalnie roztopionym asfaltem - na szczęście obok była "rynna" na deszczówkę i tam się przebijałem. Podjazd trochę mnie wymęczył.
Upał zaczął dawać się we znaki. W dodatku przestało chyba całkiem wiać - powietrze stało w miejscu. Zjazd był jeszcze lepszy - krótszy ale miał nachylenie 10%. W połowie ukazał mi się widok, przez który mocno nacisnąłem klamki hamulcowe.
PK5 (Drzewo na Zachód Start cmentarz)
Długi przebieg przed punktem na szczęście zadrzewioną drogą - dzięki temu słońce tak nie dopiekało. Na punkt trafiam idealnie. Czeka mnie jeszcze tylko podejście pod stromą skarpę. Chwilę później jadę na kolejny punkt.
PK13 (Drzewo na skarpie)
Postanawiam zaatakować punkt od strony wschodniej. W Grucznie wbijam się w odpowiednią szutrówkę i na jej łuku zatrzymuję rower. Ze skarpy zbiega akurat Piotrek Buciak potwierdzając, że punkt jest na górze. Tutaj małe zaskoczenie bo zdaję sobie sprawę, że jadę jakimś cudem gdzieś w czołówce. Jeszcze tylko wspinka na ok. 25 metrową skarpę i punkt zaliczony.
PK2 (Drzewo nad brzegiem Wisły)
Z PK13 jadę wzdłuż wału na Wiśle - to był dobry wybór. Płasko więc można utrzymać wyższą prędkość. Żeby się nie pogubić od mostu na Wiśle przy Chełmnie postanawiam jechać wzdłuż Wisły i liczyć kilometry. Trafiam w okolice punktu ale punktu nie ma. Okazuje się, że jest przesunięty dokładnie odwrotnie niż myślałem. Chwilę później jestem z jakimś zawodnikiem w tym razem prawidłowym miejscu. Szukamy chwilę i jest - wisiał na potężnej wierzbie (?), do strony drogi trochę wyżej powieszony. Można było przejść obok niego nie zauważając go.
Wracam tą samą drogą i na most muszę wspinać się po nasypie z rowerem na plecach. Na moście mija mnie Paweł Brudło, z którym wcześniej często tasowałem się na punktach. Przejazd u zbocza skarpy, na której leży Chełmno - fajny widok. Po drodze sklep - kupuję litrową wodę i całą wylewam na siebie chłodząc się trochę. Picie mam jeszcze w bukłaku (a przynajmniej tak mi się wydaje) a jeść i tak nie mogę. Uderzam na...
PK3 (Drzewo na Południe od strumienia)
Najpierw wjeżdżam w las na szlak rowerowy ale widząc podjazd w piaskownicy szybko zawracam. Punkt zaliczam od Zachodu i wydaje mi się to lepszym wariantem. W drodze na punkt mija mnie znów Paweł Brudło - tym razem z dwoma zawodnikami, jadą już na zmiany. Mam ok. 4min straty ale w pojedynkę ciężko będzie to nadrobić. Pozostały dwa punkty i wybór kolejności oraz wariantu przejazdu. Na PK4 czeka mnie podjazd więc wybieram go jako pierwszego. Rzeczywiście - podjazd pod Starogród mimo iż asfaltem jest bardzo męczący.
PK4 (Drzewo przy forcie)
Po drodze na punkt mijam kolejny pociąg trzech zawodników z Piotrkiem Buciakiem. Jadą na ostatni punkt (?), mają więc sporą przewagę (na oko pół godziny). Na punkt docieram szybko, starając się nadgonić trochę czasu.
Wracam tą samą drogą. W Starogrodzie mija mnie pociąg...Pawła Brudło :) Rzut oka na mapę - są w trochę lepszej sytuacji. W Starogrodzie zaliczam też bardzo strome zejście (23%) po schodach ze skarpy. Obok ścieżka i ryzykuję zjeżdżając i omal nie zaliczając OTB. Każda minuta jednak teraz się liczy :)
PK8 (Gęste zarośla)
Drogę do punktu pokonuję szybko - 30km/h nie schodzi z licznika. Po drodze łapię ostatni łyk picia z bukłaka - wydawało mi się, że mam jeszcze sporo picia jednak pomyliłem się. Docieram w okolice PK8 a tam...Piotrek Buciak z jeszcze dwoma zawodnikami, z którymi jedzie razem. Wchodzę w zarośla i szybko znajduję punkt jednak wychodząc z nich nikogo już nie ma.
Ruszam i widzę uciekający pociąg kilkaset metrów przede mną. Próbuję szarpnąć i ich dogonić. Po kilometrze totalnie odcięło mi prąd. Brak picia zrobił swoje, niejedzenie też. Wlokę się niemiłosiernie do Unisławia. Na samym końcu, już chyba na dorżnięcie się mocny, kilometrowy podjazd do miasta. Pokonuję go siłą woli. Doczłapuję się na metę a zaraz za mną dwóch innych zawodników, z którymi zostaję sklasyfikowany z tym samym czasem. Pierwszy pociąg Pawła Brudło dołożył mi 21 minut - musieli bardzo mocno pracować na końcówce. Drugi pociąg Piotrka Buciaka 13 minut.
Miejsce 7. Komplet zrobiony w 7:31. Jestem pierwszym jadącym bez zmian na kole więc mogę być z tego zadowolony. Nawigacja dzisiaj szła mi wyjątkowo dobrze. Trochę błędów miałem ale niewielkich i szybko je naprawiałem. Noga podawała i tylko wielka szkoda, że miałem problemy z żołądkiem, przez co nie byłem w stanie nic zjeść podczas jazdy. Zaliczyłem za to wpadkę z piciem przez co zawaliłem końcówkę.
Na koniec mój track: