Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi theli z miasteczka Skierniewice. Mam przejechane 14322.00 kilometrów w tym 4633.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy theli.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2011

Dystans całkowity:822.20 km (w terenie 185.00 km; 22.50%)
Czas w ruchu:36:19
Średnia prędkość:22.64 km/h
Maksymalna prędkość:73.20 km/h
Suma podjazdów:4388 m
Maks. tętno maksymalne:196 (102 %)
Maks. tętno średnie:171 (89 %)
Suma kalorii:23288 kcal
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:39.15 km i 1h 43m
Więcej statystyk
  • DST 28.10km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:06
  • VAVG 25.55km/h
  • VMAX 36.30km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 154 ( 80%)
  • HRavg 134 ( 69%)
  • Kalorie 742kcal
  • Podjazdy 50m
  • Sprzęt Unibike Luxor
  • Aktywność Jazda na rowerze

Okolice Skierniewic

Poniedziałek, 29 sierpnia 2011 · dodano: 30.08.2011 | Komentarze 0




  • DST 32.00km
  • Czas 01:15
  • VAVG 25.60km/h
  • Sprzęt Unibike Luxor
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kilometry z tygodnia

Niedziela, 28 sierpnia 2011 · dodano: 03.09.2011 | Komentarze 0




  • DST 57.40km
  • Teren 45.00km
  • Czas 02:32
  • VAVG 22.66km/h
  • VMAX 71.20km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 775m
  • Sprzęt Trek 8500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mazovia MTB Skarżysko-Kamienna

Niedziela, 28 sierpnia 2011 · dodano: 30.08.2011 | Komentarze 0

Start spontaniczny - miałem nie jechać, zdecydowałem się w ostatniej chwili. Jeszcze rano szykowałem sprzęt i pakowałem się ale na tyle niedbale, że zapomniałem zabrać opaskę pulsometra. Pozostało jechać na czuja. Dojazd na miejsce z przygodami - wprowadziłem do GPSa słowa "Skarżysko" "Słoneczna" i...dojechaliśmy do nieodległego Skarżyska Kościelnego :D Nerwowa atmosfera bo tylko pół godziny do startu i zapowiada się słaba rozgrzewka. Wyszykowałem się, wsiadam na rower a tam kapeć z tyłu. No tak - zapomniałem, że rozciąłem oponę w Izerach i miałem ją łatać po powrocie. Dopompowuję i mam nadzieję, że uszczelniacz wytrzyma te kilka godzin jazdy. Rozgrzewka krótka ale treściwa. Ustawiam się w sektorze (tym razem czwartym) 3 minuty przed startem i gadam chwilę z Gorem. Plan jest taki, żeby (jak to zwykle robię) nie spalić się na początku i jechać bez zadyszki i płomienia w nogach. Ze 2km tak wytrzymałem trzymając się ogona sektora ale po wjechaniu w teren pękłem i pognałem do przodu. Noga podawała, uda paliły ale zadyszki nie było więc postanowiłem się nie oszczędzać. Na kamieniach czułem, że dobijam oponą do obręczy - a więc jednak powietrze zeszło. Jak się później okazało jechałem na 2atm ale to wystarczyło, żebym każdy zjazd w terenie asekuracyjnie robił na stojąco.
Pierwsza godzina to zapierdzielanie. Czekałem tylko aż nogi odmówią mi posłuszeństwa ale tak się nie stało. Druga godzina spokojniej - było trochę singli w lesie, trochę podjazdów. Był niezły zjazd asfaltowy z ostrym zakrętem, na którym ludzie powypadali i szlifowali. Gdzieś tam po drodze spotykam CheEvarę - grzebała przy sztycy. Niezły techniczny zjazd z głębokimi koleinami postanowił zakłócić mi koleś, który usilnie pakował się ze środka w te właśnie koleiny po czym bez pardonu wracał na środek ścieżki. Przy pierwszym takim numerze wyhamowałem ale przy drugim zaliczyłem lądowanie na własnej kierze i bolesne rozcięcie kolana. Posypały się wyzwiska ale koleś był niereformowalny - uważał chyba, że to jego prawo nie dać się wyprzedzić za wszelką cenę.
10km przed metą zaczęły się szerokie i szybkie szutry. Pociągnąłem tam mocno i uczepił się mnie kilkuosobowy pociąg. Do zmian się nie kwapili więc ciągnąłem ile dałem rady a następnie gdy zdechłem, poprosiłem o zmianę. Zreflektował się jeden zawodnik. Tak dociągnęliśmy na zmiany do 4km przed metą, gdzie zaczęło się po prostu napieprzanie w korby. Kolesie z pociągu nagle odzyskali siły witalne i zaatakowali. 1km przed metą kopne piachy skutecznie mnie zatrzymały. Straciłem kilkadziesiąt metrów i musiałem gonić. 500m przed metą wczesny finisz. Jechałem już na skraju skurczy ud. Dwóch zawodników nie dogoniłem, dwóch zostawiłem za sobą czyli remis.
Wjechałem na metę skonany tymi końcowymi kilometrami. Nogi miałem sztywne więc złapałem coś do jedzenia i picia i szybko pojechałem rozjechać napięte mięśnie. Ze swojej jazdy byłem niezadowolony - wydawało mi się, że podjazdy mogłem robić mocniej a na płaskich odcinkach mniej tyrać w pociągu. Końcowe kilometry to dramat - w swoim życiu miałem dwa razy skurcz mięśni - oba na pierwszych zimowych maratonach, na których jechałem ponad swoje możliwości. Tutaj nagle uda i łydy sztywne. Mało wypiłem podczas zawodów (tylko litr) więc pewnie była to tego kwestia. W dodatku wypadły mi dwa z trzech żeli, które miałem ze sobą i pojechałem na jednego żelka zjedzonego zresztą gdzieś w 40minucie. Odebrałem sms'a z wynikami i sporo gorzej niż w Supraślu, w którym subiektywnie pojechałem swój najlepszy maraton w tym roku. W domu sprawdziłem wyniki jeszcze raz i nastąpiło zdziwienie - rekordowe ratingi. Może jednak nie było tak źle?
Co do trasy: miała być najtrudniejsza "szóstka" ale było to co najwyżej 4. Jeden techniczny zjazd i jeden trudniejszy podjazd nie zasłużyły na miano najtrudniejszej trasy w Mazovii. Pod tym względem Supraśl zdecydowanie była bardziej wymagająca. Trasa jednak bardzo przyjemna, można było się ujechać.




  • DST 10.20km
  • Teren 3.00km
  • Czas 00:29
  • VAVG 21.10km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Trek 8500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozgrzewka i rozjazd

Niedziela, 28 sierpnia 2011 · dodano: 30.08.2011 | Komentarze 0




  • DST 35.70km
  • Czas 01:23
  • VAVG 25.81km/h
  • VMAX 38.10km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • HRmax 152 ( 79%)
  • HRavg 132 ( 68%)
  • Kalorie 919kcal
  • Podjazdy 65m
  • Sprzęt Unibike Luxor
  • Aktywność Jazda na rowerze

Okolice Skierniewic

Poniedziałek, 22 sierpnia 2011 · dodano: 22.08.2011 | Komentarze 0




  • DST 27.00km
  • Czas 01:10
  • VAVG 23.14km/h
  • Sprzęt Unibike Luxor
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tygodniówka

Niedziela, 21 sierpnia 2011 · dodano: 22.08.2011 | Komentarze 0

Dojazdy do pracy itd.




  • DST 198.90km
  • Teren 120.00km
  • Czas 12:20
  • VAVG 16.13km/h
  • VMAX 73.20km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 176 ( 91%)
  • HRavg 137 ( 71%)
  • Kalorie 10362kcal
  • Podjazdy 2622m
  • Sprzęt Trek 8500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Izerska Wielka Wyrypa

Sobota, 20 sierpnia 2011 · dodano: 22.08.2011 | Komentarze 5

Kolejna impreza na orientację zaliczona. Tym razem przedgórze (?) Izerów. Wyjątkowo do Zaręby (bazy rajdu) nie wybrałem się samemu - jedziemy z Krisem. Na miejsce docieramy po prawie 9h podróży. Szybka rejestracja i rozłożyliśmy się po małym zamieszaniu w auli. Noc jak zawsze w warunkach polowych - przespana z otwartymi oczami. Rano pobudka, śniadanie, szykowanie i o 6:20 jesteśmy na odprawie. Zapowiada się słoneczna pogoda, dzień wcześniej przeszły jednak mocne deszcze i podobno teren zrobił się trudny. Nie decyduję się jednak na założenie błotników.
Start dosyć ciekawy. Dostajemy małą mapkę z zaznaczonymi punktami, gdzie wydawane są właściwe mapy. Są dwie pętle - zachodnia i wschodnia z odcinkiem specjalnym, obie po ok. 75km przy optymalnych przebiegach. Decydujemy się jechać na wschodnią po czym...jedziemy na zachód :) Standard. Szybkie studiowanie mapy. Sporo punktów (14) ale kolejność raczej oczywista.



W05 (przydrożny jar) - punkt zdobyty szybko i bez problemów. Jechaliśmy w pociągu w kilka osób więc też tempo było przyzwoite.

W02 (piaskownia - ściana zachodnia) - atakujemy od asfaltu. Odpowiednia dróżka praktycznie zniknęła i nie zdecydowaliśmy się na przedzieranie się przez pole. Punkt zdobyliśmy od tyłu, tracąc już parę minut do pierwszych zawodników na tej pętli. Tutaj pojawia się też pierwsze konkretniejsze błoto.

W01 (na szczycie) - atakujemy od wschodu jednak skręcamy w przecinkę o kilkadziesiąt metrów za wcześnie. Pozostało wracać się kilkaset metrów albo atakować z buta przez strumień i bagnistą łąkę. Wybieram to drugie mimo protestów Krisa. Przemaczam buty ale na punkcie jesteśmy jako jedni z pierwszych.

W03 (grodzisko - na szczycie) - Kris kombinuje coś z jazdą po szutrach ale wybieram i forsuję wariant po asfalcie. Do odpowiedniego skrętu na punkt docieramy szybko. Tam najpierw spora wspinka a następnie ostre zejście w terenie. Zejście? Wsiadam na rower ale po paru metrach mięknę w nogach. Za późno - rower zdecydował się zjechać więc solidna gleba zaliczona. Punkt zdobyty szybko. Krisowi mylą się chyba kierunki świata bo chce napierać w przeciwnym niż wyjazd z punktu :)

W04 (zagłębienie terenu) - punkt asekuracyjnie zdobywamy od zachodu, czerwonym szlakiem. Szlak jest średnio przejezdny jednak bez problemu docieramy na miejsce. Tutaj pojawiają się rozbieżności co do zaliczenia następnego punktu. Kris obstawia W06 a ja pobliskie W07. Stawiam na swoim.

W07 (świetlica/przystanek PKS) - na mapie jest droga polna do najbliższego asfaltu niestety w polu się ona ucina. Zaczynamy jechać po ściernisku a następnie łące. Mamy perspektywę przebijania się przez pole pokrzyw po pas jednak wybieramy delikatne cofnięcie się. Moja koncepcja błyskawicznego dotarcia do siódemki pada i koncepcja Krisa zdobywania najpierw W06 okazuje się w praktyce lepsza. Niemniej docieramy do W07, tracąc na polu jakieś 10min.

W06 (zachodni brzeg stawu) - na punkt docieramy niebieskim szlakiem a następnie dróżką przy torach. Z drogi w kierunku stawu jadę wąską ścieżką pierwszy. Słyszę "I jak?" odpowiadam "Jest ścieżka". Docieram na punkt a Krisa nie ma. Zawróciłem i pojechałem tą samą drogą nawołują kolegę. Zniknął. Trudno, jadę dalej samemu.

W09 (skała na szczycie) - w połowie drogi, przyglądając się mapie podczas jazdy dochodzę do wniosku, że zrobiłem błąd wybierając ten punkt jako następny. Lepszą opcją było zaliczenie po szóstce W12 a zaliczanie W09 zostawić na później. Za późno już na naprawienie błędu. W pobliże punktu docieram szybko jednak wjeżdżam na polną drogę nie zaznaczoną na mapie. Muszę przedzierać się z buta ok. 200m przez ściernisko. Punkt znajduje się na szczycie górki (Czubatka). Końcówkę pokonuję z buta zabierając ze sobą rower. Znów ponosi mnie ułańska fantazja i postanawiam sobie zjechać z góry. Trochę luźnych skał powoduje uślizg tylnego koła i ląduję na drzewie kalecząc dosyć mocno nogę. Na dzisiaj dosyć mam takich atrakcji :)

W12 (skrzyżowanie ścieżki i strumienia) - punkt bez historii - zdobyty szybko i pewnie. Tutaj zastanawiam się jak zdobyć kolejny PK położony na granicy polsko-czeskiej. Postanawiam zaryzykować i przejechać przez Czechy. Dotarłem do ostatniego domu po stronie polskiej i zacząłem szukać drogi na drugą stronę granicy. Nic nie znalazłem więc zacząłem przedzierać się na azymut. Najpierw łąki, następnie krzaki aż wszedłem w las. Im dalej tym gorzej - żadnej drogi i przedzieranie się przez chaszcze. W lewo, w prawo. Wiem, że za lasem jest polna droga ale żeby tam dotrzeć potrzebowałem aż godzinę! Jestem wykończony dźwiganiem roweru i wkurzony zaliczoną wtopą.

W14 (słupek graniczny - w dołku) - punkt zaliczam po dojeździe czeską drogą rowerową (i techniczną) - całkowicie wyasfaltowaną w środku zadupiastego lasu! A na mapie miała to być co najwyżej szutrówka. Mam dwie opcje dotarcia do następnego punktu: krótsza na północ przez teren albo dłuższa, pewniejsza asfaltami. Leśnych kniei mam chwilowo dosyć więc wybieram drugą opcję tym bardziej, że droga na północ przez las jest totalnie zarośnięta. Po zjechaniu ze szlaku docieram do asfaltu i zaliczam świetny zjazd przez Srbsko i dalej byłe przejście graniczne w Miłoszowie. Parę kilometrów zjazdu musi oznaczać jedno - za chwilę czeka mnie ostra wspinka. Poziomice na mapie nastrajają pesymistycznie. Podjazd pod Wysoką Stróżę jest konkretny i chwilami muszę młynkować. Myślę sobie, że podjazd zacny ale dzisiaj nie chciałbym go drugi raz zaliczać.

W13(skrzyżowanie ścieżki i strumienia) - na miejscu znajduję ścieżkę w stronę punktu ale samego punktu nie znajduję. Przechodzę okolicę strumienia z buta i nic. Wracam do asfaltu, odmierzam odległość i wychodzi mi, że punkt powinien być tam gdzie go szukałem. Przeszukałem miejsce jeszcze raz. Wróciłem do asfaltu i w tym momencie poratował mnie zawodnik wyjeżdżający z punktu - punkt na mapie zaznaczony został w złym miejscu. Straciłem przez to pół godziny.

W11 (skrzyżowanie ścieżki i strumienia) - w Grabiszycach skręcam nie w tę drogę co trzeba i muszę wracać kilkaset metrów. Następnie punkt zaliczam szybko. Kończy mi się picie. Do półmetka niedaleko i tam uzupełnię picie. Upał jest już jednak spory.

W10 (skrzyżowanie ścieżek) - czuję, że opadam z sił. Odwodniłem się. Zjazd na punkt przestrzelam i punkt atakuję od północy. Na miejscu spotykam dwóch zawodników, którzy ratują mnie piciem (dzięki!). W samą porę - jeszcze chwilę i pewnie skończyłbym zawody po pierwszej pętli.

W08 (zakręt ścieżki) - napojony odzyskuję siły i punkt zaliczam błyskawicznie. Na miejsce prowadzi podmokła i nierówna ścieżka.

Półmetek - docieram po 7 godzinach i 45 minutach. Fatalnie. Półtorej godziny stracone na głupie wtopy a tak ładnie się zapowiadało. W dodatku mam w nogach aż 106km (!!!) przy optymalnych 75. Masakra. Na miejscu okazuje się, że w punkcie gdzie byłem ratowany piciem nie podbiłem punktu. Czekam więc na kolegów, którzy kolejny raz ratują mi skórę potwierdzając moją obecność na punkcie a w międzyczasie tankuję i jem. Oglądam też drugą mapę i planuję dalszy przebieg. Odzyskuję siły i ruszam po 8 godzinach i 10 minutach od startu. Pozostało mi niecałe 7 godzin na zrobienie drugiej pętli. Plan awaryjny to odpuszczenie skrajnych punktów (E02, E04 i E08) oraz odcinka specjalnego.



E01 (koniec ścieżki w wąwozie) - już pierwszy punkt zapowiada, że nie będzie łatwo. Ta część wydaje się być mocniej pofałdowana.

E03 (polana na szczycie - drzewo na W) - jadę zielonym szlakiem. Praktycznie cały czas podjazd, który solidnie wymęcza. Na miejscu znajduje się wieża obserwacyjna. Szukam punktu i słyszę głos z wieży - znudzony pracownik leśnictwa uciął sobie krótką pogawędkę wypytując o cel poszukiwań. Był podjazd, musi być zjazd - szutrowy. Jedzie się super. Szkoda tylko, że nie na fullu.

E06 (połączenie strumieni) - punkt zdobyty z buta. Strumienie płynęły w zarośniętym wąwozie i nie było szans podjechać tam rowerem.

E13 (zagajnik) - w drodze na następny punkt robię błąd i nie atakuję punktu od północnego-zachodu tylko zjeżdżam do Leśnej i...po raz drugi tego dnia zaliczam podjazd pod Wysoką Stróżę! A jednak. Prawdę mówiąc wcześniej nie zwróciłem uwagi na to, gdzie ten punkt się znajduje i dopiero jadąc z Leśnej dotarło do mnie, że jeszcze raz będę się męczył z tym podjazdem. Punkt zdobyty i zaliczam prześwietny zjazd. Prędkość max. 73km/h. Wracam do Leśnej. Dalszy plan to zaliczenie E07 ale już w drodze na punkt zorientowałem się, że nie przejadę przez rzekę ze względu na zarwany most. Szkoda, że wcześniej nie zwróciłem na to uwagi. Skręcam więc na...

E10 (drzewo w zagłębieniu terenu) - zaliczam wcześniej mocny podjazd do Suchej (w okolice Zamku Czocha). Punkt zdobyty bez problemów.

E14 (skraj lasu - od szczytu na E) - szutrówkami docieram w pobliże punktu. Tam trochę zamieszania z przecinkami w lesie ale wybieram prawidłową i docieram na punkt. Po drodze przecinam oponę na ostrym kamieniu. Zaczyna schodzić powietrze ale na szczęście opona szybko się uszczelniła.

E09 (OW Złoty Potok) - na punkt docieram szybko asfaltem. Nad sam ośrodek prowadzi stromy zjazd. Na miejscu czeka na nas gorący żurek. Czasu zostało mało, punktów jeszcze sporo ale ten żurek kusi. Robię 10-minutowy popas i nie żałuję.

E12 (pod mostem) - siły uzupełnione więc punkt zdobywam szybko.

E11 (nieczynny most - strona E) - punkt atakuję od wschodu. Oszczędzam tym samym ryzykowną przeprawę przez niekompletny most. Zostały mi niecałe trzy godziny i 5 punktów do zaliczenia plus odcinek specjalny. Z czegoś muszę zrezygnować. Odpuszczam to co miałem zamiar odpuścić - OS, E02, E04 i E08. Kieruję się w stronę piątki. Po drodze spotykam zagubionego kolegę Krisa, z którym gadam z 10 minut. Następnie przez Gryfów Śląski uderzam na piątkę. Docieram do wioski Ubocze.

OS - mam równo dwie godziny do zamknięcia mety. Postanawiam zmienić plany i trochę zaryzykować - chcę zaliczyć odcinek specjalny a następnie dwójkę, piątkę i zjechać do mety. Daję sobie pół godziny na zaliczenie OSa oraz dwójki i drugie pół godziny na zaliczenie piątki. Pozostanie mi godzina na powrót do bazy. Gdybym nie wyrabiał się w czasie, zjeżdżam jak najszybciej z trasy - takie mam założenia. OS dosyć ciężki bo w całości w terenie i cały czas praktycznie podjazd (zaliczałem od zachodniej strony). Zaliczam go jednak w 20minut. Słońce zachodzi i za chwilę będzie ciemno więc zakładam czołówkę.

E02 (ruiny domu) - na punkt docieram po ściernisku. Bez sensu, obok prowadziła droga do której nie dojechałem. Mam 5 minut w plecy wg założonego planu.

E05 (zagajnik - ściana zachodnia) - obawiam się, czy zdążę zaliczyć ten punkt jednak z dwójki prowadzi bardzo długi zjazd i w kilka minut jestem znów we wsi Ubocze. Punkt znajduję już po ciemku przed założonym sobie limitem. Mam 70 minut na powrót i ok. 18km do mety. Nie powinno być problemów. Z piątki chcę dotrzeć jak najszybciej do krajowej 30-tki i dalej przez Olszynę i Lubań szybko do mety.

Tutaj następuje katastrofa. Jadę polną ścieżką w kierunku Olszyny. Jest całkiem ciemno i na ziemi rozpostarła się mgła. Po jakimś czasie orientuję się, że nie jadę już drogą polną tylko ścierniskiem. Próbuję zawrócić i znaleźć drogę ale nijak się to nie udaje. Wjeżdżam w las i wydaje mi się, że mam drogę. Droga okazuje się ścieżką wydeptaną przez zwierzynę. Zawracam ale chwilę później tracę i tę ścieżkę. Przebijam się przez chaszcze. Czas mija a ja kręcę się w kółko. Zaczynam lekko panikować. W końcu przebijam się do polnej drogi przy lesie i uderzam na Olszynę. Z 70min pozostało 25. Gdy docieram do miasta mam już tylko 15 minut. Na przedmieścia Lubania docieram 2 minuty przed 22-gą. Porażka! Do mety jeszcze parę kilometrów.
Ostatecznie pojawiam się 17 minut po czasie. Spóźnienie skutkuje nie zaliczeniem drugiej pętli. Trudno - zaryzykowałem i poległem. Mogłem wyjazd z E05 zaplanować bardziej asekuracyjnie - asfaltami. A tak pogubiłem się w ciemnościach, mgle i ledwo widocznej polnej drodze. Zamiast 28 zaliczonych punktów i 12 miejsca zaliczam NKL dla drugiej pętli i...ostatnie miejsce :)

Impreza świetnie zorganizowana. Ujechałem się totalnie. Ładne widoki, męczące podjazdy, sporo błotka - było pięknie. O moim wyniku zadecydowała pierwsza pętla - gdybym tam nie zgubił półtorej godziny, zrobiłbym całość i nie błądziłbym w ciemnościach tylko zamknął drugą pętle wraz z zachodem Słońca. Niemniej warto było stracić dwa dni na dojazdy żeby sponiewierać się na Izerskiej Wyrypie.






  • DST 49.50km
  • Czas 01:45
  • VAVG 28.29km/h
  • VMAX 40.10km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 163 ( 84%)
  • HRavg 139 ( 72%)
  • Kalorie 1256kcal
  • Podjazdy 125m
  • Sprzęt Trek 8500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Okolice Skierniewic

Poniedziałek, 15 sierpnia 2011 · dodano: 15.08.2011 | Komentarze 0




  • DST 36.00km
  • Czas 01:29
  • VAVG 24.27km/h
  • Sprzęt Trek 8500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tygodniówka

Niedziela, 14 sierpnia 2011 · dodano: 15.08.2011 | Komentarze 0

Zbiór przejazdów z tygodnia (praca-dom itd.)




  • DST 12.00km
  • Czas 00:29
  • VAVG 24.83km/h
  • Sprzęt Trek 8500
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozgrzewka i rozjazd

Niedziela, 14 sierpnia 2011 · dodano: 15.08.2011 | Komentarze 0