Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi theli z miasteczka Skierniewice. Mam przejechane 14322.00 kilometrów w tym 4633.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 54909 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy theli.bikestats.pl
  • DST 103.50km
  • Teren 60.00km
  • Czas 05:08
  • VAVG 20.16km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • HRmax 179 ( 93%)
  • HRavg 138 ( 71%)
  • Kalorie 5371kcal
  • Podjazdy 561m
  • Sprzęt Unibike Luxor
  • Aktywność Jazda na rowerze

Azymut Orient Więcbork

Sobota, 2 lipca 2011 · dodano: 04.07.2011 | Komentarze 8

Na Azymut miałem nie jechać - po Grassorze zniknął mój samochód wraz z rowerem startowym i większością sprzętu, który używałem na orientach. Weekend zapowiadał się bardzo nieciekawie więc o 9-tej w sobotę szybka, spontaniczna decyzja: pieprzę to, jadę! Z grubsza oporządziłem styrany rower treningowy i zacząłem kompletować sprzęt. Telefon do Barta i chłopak pożyczył mi swój stary kask, mapnik Miry oraz tylny błotnik (zapowiadało się deszczowo) - dzięki Stary! Wygrzebałem stary plecak cywilny, stare spodenki (te lepsze niestety rozerwałem na Grassorze o gałąź), stare rękawiczki itd. Przejrzałem listę szpeju, który zawsze zabierałem na wyrypy i...sporo jeszcze brakowało. Oświetlenie tylne - znalazłem starą lampkę. Miałem problem z kurtką przeciwdeszczową i ostatecznie zabrałem cywilny, ciężki wiatrołap. Jeszcze tylko samochód - próbuję zabrać któryś z firmy ale nie jest łatwo. Ostatecznie udaje się ruszyć o...13:00. Start zawodów o 17-tej, mam do przejechania ponad 300km więc szybko wyliczam, że mogę nie zdążyć. No nic - decyzja podjęta więc się nie wycofam. Po drodze jeszcze małe zakupy. Pada więc droga zajmuje mi sporo czasu. Do Więcborka docieram o 17:40. To plus przygotowanie to ponad godzina w plecy już na samym początku. Parkuję i idę do biura a tymczasem...mija mnie horda rowerzystów :) Widocznie start był opóźniony - nie jest więc źle. Biorę pakiet startowy, witam się z DJK71 i Kosmą (którzy mnie nie poznali choć specjalnie założyłem niebieską bluzę) i wracam szykować rower. Z tym schodzi mi się aż pół godziny - zapomniałem, że mapnik jest na grubszą kierownicę więc muszę improwizować taśmą i zipami. Mocuję światła. Nie mam niestety czołówki więc będzie dodatkowa trudność z oświetlaniem mapy. Ruszam z 40 minutowym poślizgiem o 18:20. Cel: styrać się porządnie i odstresować po ciężkim tygodniu. Łapie mnie jeszcze przelotna ulewa ale na to jestem przygotowany - przynajmniej mentalnie. Mżyć, padać i lać będzie przez całe zawody. W butach chlupocze więc zakładam, że muszę utrzymywać wysokie tempo żeby nie przemarznąć.

PK19 (Patrz pod mostem). Na punkt docieram szybko od strony oczyszczalni. Kasownik zawieszony jest na barierce, podbijam i ruszam dalej.

PK18 (Brzoza przy skrzyżowaniu - uwaga na osy w ambonie). Jadę przez las dosyć szybko. Tyłek niestety muszę unosić z siodełka co chwilę - to nie wygodny full. Czuję, że mam za mało powietrza w tylnym kole. Myślę sobie, że zaraz złapię snejka ale decyzję o dopompowaniu odkładam na trochę później. Chwilę później koło dobija na korzeniu i jadę na flaku. Dobrze, że wziąłem zapasową dętkę. Dawno już nie zmieniałem (jeździłem bez dętek) więc grzebię się z tym. Jest mi zimno, ręce się trzęsą. Zajmuje mi to aż 30 minut. Punkt zaliczam bez problemu ale na miejscu chcę jeszcze dopompować koło - nie udaje się - mała pompka łamie mi się w rękach. Ruszam dalej.

PK17 (Dwa młode dęby). Do punktu znów docieram bardzo szybko i bez problemów. Po drodze zaliczam jeszcze fajnego singla nad jeziorem i dwa ładne mosty nad torami. Dalej zastanawiam się chwilę czy kolejny punkt atakować terenem czy dojechać asfaltem. Terenem wydaje się bezpieczniej pod względem nawigacyjnym. Po drodze zaliczam jeszcze uderzenie o kamień i lekko ósemkuję przednie koło. Muszę niestety odpiąć przedni hamulec bo zaczął obcierać o obręcz.

PK16 (Duża sosna na polanie). Liczę przecinki - o liczeniu kilometrów mogę zapomnieć. Główny licznik schowany jest pod mapnikiem a licznik do kilometrów zamontowany na ramie przestał chwilę wcześniej działać. Trafiam jednak na punkt jak po sznurku. Polany tam za bardzo nie widziałem ale drzewo się znalazło. Teraz do asfaltu i na kolejny punkt.

PK15 (Drzewo na skarpie przy drodze w kierunku na zachód od drogi). Po drodze mijam zawodnika a chwilę później kolejnych dwóch. Na razie mam bardzo dobre tempo i zero błądzenia. PK15 zdobywam też w biegu (a raczej w jeździe). Trochę organizatorzy ułatwili zadanie umieszczając wszędzie biało-czerwone taśmy - niepotrzebne ułatwienie wg mnie. Punkty są przez to wystawione i widać je z daleka.

PK13 (Szczyt wzniesienia). 14-tka jest anulowana. Do PK13 trochę dłuższy przebieg. W pobliżu spotykam Kosmę i Darka. Pytam czy jadą na punkt i słyszę twierdzącą odpowiedź. Atakowali punkt jednak o przecinkę dalej. Krzyczę ale mnie nie słyszą. Zaliczam szybko punkt. Zaczyna się szarówka. Chcę włączyć lampkę z tyłu. Lampki nie ma! Uchwyt złamał się - nic dziwnego, lampki nie używałem ponad 10 lat :) Uderzam na następny punkt asfaltem - trochę niebezpiecznie bez lampki więc gdy tylko widzę samochód z tyłu zjeżdżam na pobocze. Nie przeszkadza to jednak jakiemuś burakowi otrąbić mnie.

PK12 (drzewo 20m do końca drogi na skarpie). Punkt znów zdobyty szybko i bez problemów. Mijam kolejnych dwóch zawodników. Jest już ciemnawo. Żeby kontrolować mapę muszę mieć oświetlenie więc zdejmuję przednią lampkę i dalszą drogę aż do mety pokonuję z lampką w dłoni oświetlając drogę albo mapnik - nie jest to wygodne i bezpieczne, szczególnie w mokrym terenie.

PK11 (50m na południe od mostu). Trochę za bardzo się rozpędzam i ląduję na asfalcie w Drzewianowie. W plecy kilka km i ze 20min. Jadę przez gęsty, ciemny las. Lampka zaczyna sygnalizować zdechnięcie akumulatorków. Serce mocniej mi zabiło - jeśli teraz stracę oświetlenie to będę w ciemnej d...Po omacku mogę mieć problem z wymianą baterii a i za przyjemne to nie będzie. Jadę z duszą na ramieniu. Docieram w końcu do asfaltu w pobliżu punktu. Wyciągam z plecaka zapasowe akumulatory i...w tym momencie lampka gaśnie. Ufff...Docieram w okolice punktu, znajduję mostek. Przeczesuję tereny na południu ale punktu nie ma. Patrzę na mapę i punkt jest zaznaczony na północy. Cofam się ale trzech kolesi uprzedza mnie, że przeczesywali teren pół godziny bez rezultatu. Odpuszczam punkt, szkoda czasu. Przekładam mapę - niestety dół zamókł i przy przekładce mapa się rozpada. Nie wziąłem niestety folii strunowej i to był błąd. Tracę pasek ok. 5cm gdzie były okolice PK10 i chyba PK6. Tych dwóch punktów nie mam już po co szukać - bez mapy nie ma to sensu. Uderzam na PK9. Jadę w kierunku Mroczy. Zaczyna mi zaciągać łańcuch i blokować się co chwilę. Zastanawiam się kiedy ostatnio robiłem napęd w tym rowerze i wychodzi mi, że jakieś 10tys km temu. Na suche asfalty wystarczał ale tutaj trochę błota załatwiło go na amen. Nie da się jechać więc wracam do mostka, wchodzę do rzeki i płuczę napęd z błota. Jest lepiej. Docieram do Mroczy po drodze mijając Daniela Śmieję jadącego w przeciwnym kierunku.

PK9 (Duży dąb na rogu lasu). Punkt znaleziony bez problemu. Na miejscu stwierdzam, że przesunęły mi się spodenki i jechałem z tyłkiem na szwach pieluchy. To plus kiepskie siodełko sprawia, że dalszą drogę pokonuję na stojąco sporadycznie tylko siadając. Przypomina mi się, jak Wiki parę Harpów temu przejechał na stojąco większą część zawodów i jeszcze na asfalcie mnie wyprzedził. Skoro on mógł to czemu nie ja? :)

PK8 (Olsza nad brzegiem jeziora). Na punkt jadę skrótem przez Kaźmierzewo. Niestety ostatni odcinek to kilkaset metrów jazdy przez wysokie już i mokre zboże. Masakruje mnie to totalnie - w butach mam potop lodowatej wody. W pobliżu punktu sporo błota. Łańcuch znów zaczyna zaciągać. Trudniej mi teraz nad tym zapanować jadąc na stojąco.
Podbijam punkt nad jeziorem i wracam ścieżką do piaszczysto-błotnej drogi. Jest lekko pod górkę. Łańcuch zaciąga akurat gdy mocniej naciskam na pedał. Cała masa ciała na jednej nodze powoduje, że łańcuch ciągnie za sobą przerzutkę. Słyszę głuche skrzypnięcie i wiem już co to znaczy - poszedł hak przerzutki. Nie mam zapasowego więc czeka mnie butowanie. Oświetlam przerzutkę i...hak na szczęście tylko wygięty. Prostuję go jednak czując, że jeszcze chwila i pęknie więc już dalej nie próbuję naprawiać. W efekcie biegi działają jak chcą. Metodą prób i błędów znajduję przełożenie (2x5) na którym nic nie przeskakuje i daje się jechać - niestety nie za szybko. Na stojąco nie chcę już ryzykować jazdy, na siedząco za bardzo nie mogę. Bez sensu taka jazda. Jestem niedaleko mety więc tam się kieruję. Po drodze jeszcze jeden punkt.

PK20 (Stary świerk). Wlokę się co chwilę poprawiając się na siodełku. Docieram do Rościmina a tam masakryczne błoto. Biorę rower na ramię i brodzę po kostki w brei kilkadziesiąt metrów. Dalej las wolno i na stojąco. W okolice punktu wjeżdżam z innym zawodnikiem. On jedzie dalej a ja twierdzę, że punkt jest tu gdzie stoję (nie uwierzył mi). Oświetlam pobliskie drzewa (porządna lampka przydaje się jak nigdy) i kilkadziesiąt metrów dalej widzę cień wielkiego świerka. Krzyczę ale Kolega mnie nie słyszy - jest już daleko szukając punktu "w lesie". Podbijam i ruszam na metę - na stojąco bo inaczej już nie daję rady. Na mecie melduję się przed 2:00. Tak jak myślałem - trasę można było zrobić w ok. 7h. Kilku zawodników z kompletem było już na mecie.

Biorę makaron i idę do samochodu spakować rower. Pakuję i wsiadam na chwilę żeby zjeść makaron i naszykować rzeczy do przebiórki. Jestem bardzo śpiący...tak śpiący, że ocknąłem się ok. 6tej z kaskiem na łbie, na boso i z resztkami makaronu na kolanach siedząc w zaparowanym samochodzie:)

Cel osiągnięty - zmasakrowałem się, zresetowałem, odstresowałem. Zmasakrowałem też sprzęt - zepsuło się prawie wszystko co mogło :) Wprawdzie rower sam nie jeździ ale przekonałem się boleśnie, że bez porządnego sprzętu dobrą formą i poprawną nawigacją niewiele się wskóra. Na ok. 7:30 spędzone w terenie czystej jazdy miałem tylko nieco ponad 5 godzin. Bardzo dużo czasu straciłem na walce ze sprzętem.





Komentarze
roofoos
| 06:50 środa, 6 lipca 2011 | linkuj O widzisz! No to klasunia ściganko będzie :>
theli
| 21:22 wtorek, 5 lipca 2011 | linkuj Kosma: A myślałem, że mam charakterystyczną gębę a Ty mi tu sugerujesz, że wtapiam się w tłum ;)

Niewe, Goro: dzięki :) Jeszcze parę takich startów i rzeczywiście będę miał tyłek ze stali ;)

Josiv: wtedy to był jakiś koszmar nawigacyjny :) Tutaj z kolei było duże (chyba za duże) ułatwienie w postaci wiszącej w okolicach punktu taśmy więc jeśli wybrałeś dobrą drogę to naprawdę ciężko było nie znaleźć punktu. Masz rację co do przygód - takie wyjazdy zapadają w pamięci najbardziej :) Poza tym naprawdę spodobało mi się jeżdżenie i nawigacja w nocy. Nie mogę się już doczekać WSS :)
theli
| 21:12 wtorek, 5 lipca 2011 | linkuj Roofoos: jest duża szansa, że Trek wstanie z popiołów przed weekendem więc raczej się pojawię :)
roofoos
| 20:55 wtorek, 5 lipca 2011 | linkuj Nie jesteś mientka pipa - WIELKI SZACUN chłopie!
Widzimy się w Szydle czy raczej nie ma to sensu?
josiv
| 12:02 wtorek, 5 lipca 2011 | linkuj Epopeja!
Taki normalny wypadzik był by nudny a tak tyle przygód :D będzie co wspominać przy wszelkich okazjach.
Wnioski z błędów nawigacji z poprzedniego wpisu widać zdecydowanie wyciągnięte :)
Goro
| 06:51 wtorek, 5 lipca 2011 | linkuj Prawdziwy twardziel z Ciebie ;)
Szacun i szybkiego skompletowania dobrego sprzętu.
Niewe
| 06:13 wtorek, 5 lipca 2011 | linkuj Staary, ale dramaturgia.
Zaimponowałeś mi. Poważnie :)
kosma100
| 03:57 wtorek, 5 lipca 2011 | linkuj Theli Sorki za to, że Cię nie poznaliśmy ale... jak by to napisać... mamy specyficzną pamięć do twarzy ;-)
Na setce będziemy, wiec mam prośbę - podejdź i się przedstaw, bo pomimo tego, że będziemy Cię widzieć 3 raz to i tak Cię pewnie nie poznamy ;-)
Niezłe miałeś "przygody".
No i dopiero teraz przeczytałam o kradzieży :(
Pozdrawiam
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!